Cisi bohaterowie Wings for Life World Run – skrzydłowi na dwóch kołach

W relacjach telewizyjnych z Wings for Life World Run często uwagę widzów przykuwają rowerzyści. Nie tylko towarzyszą liderom, ale też pełnią szereg innych funkcji. Każda polega na pewnym szczególnym rodzaju pomocy w sprawnym i bezpiecznym przeprowadzeniu całego wydarzenia, dzięki czemu przez 10 edycji udawało się zachować atmosferę radosnego, biegowego święta. Porozmawialiśmy z rowerzystami z Biegu Flagowego w Poznaniu, żeby dowiedzieć się więcej. W tym roku zostali wyposażeni w rowery wspomagane elektrycznie, wykorzystujące napęd Bosch eBike Systems.

„Rok temu podczas Wings for Life World Run leżałem na stole operacyjnym z łękotką. Za to byłem w teamie dwukrotnie przed pandemią – najpierw gdy w Poznaniu wygrał Darek Nożyński, a potem gdy zrobił to Tomek Osmulski” – wspomina Marek Pantkowski, który 7 maja na ulicach Poznania i drogach wielkopolski, ponownie towarzyszył Darkowi przez 68,39 km (z małą przerwą gdy prowadził Błażej Brzeziński).

Drugi raz w teamie rowerzystów była Marta Horiaczek. Rok temu tam, gdzie w niedzielę Marek, a tym razem należała do zespołu pilotującego przez 55,07 km Globalną Zwyciężczynię Kasię Szkodę. „Kasia w tym roku pytała się nas o to, na którym kilometrze jesteśmy, ile do następnego punktu odżywczego. Taka normalna rozmowa” – opowiada. „Ponieważ jechałyśmy we trzy, dwie dziewczyny były cały czas przy Kasi, a jedna była odpowiedzialna za usuwanie z trasy wchodzących na nią kibiców. Prosiła też ludzi stojących przy drodze o wsparcie i o krzyczenie imienia lidera”.

„Jest kilka ról do odegrania” – tłumaczy Marek. „Spośród tych, którzy są przy pierwszej kobiecie i pierwszym mężczyźnie najważniejszą rolę odgrywa tracker, dzięki któremu można na bieżąco obserwować, gdzie ten zawodnik się znajduje i porównywać jego miejsce z innymi biegaczami uczestniczącymi w wydarzeniu na całym świecie. Druga rola to zabezpieczenie lidera przed entuzjastami wydarzenia, którzy chcą dołączyć do tego zawodnika. Gdyby nas nie było, należałoby założyć, że podczas imprezy pojawią się dziesiątki innych, przypadkowych rowerzystów, którzy po prostu chcą być blisko i zrobić sobie zdjęcie, czym mogliby – nawet nieświadomie – przeszkadzać w biegu. Mamy też zespół tzw. „spychaczy”, czyli kolarzy jadących bezpośrednio przed Adamem Małyszem, informujących uczestników o zbliżaniu się „ruchomej mety” i proszących o zejściu na bok. Adam jest na tyle rozpoznawalny, że wielu spośród tysięcy ludzi startujących w biegu w Poznaniu, chce sobie w ostatniej chwili zrobić z nim zdjęcie lub przybić piątkę. Gdyby nie „spychacze”, różnie mogłoby to wyglądać”.

„W tym roku dostałam zadanie, żeby dbać o bezpieczeństwo – zgarniać ludzi z trasy przed liderką i dbać o to, żeby nie przeszkadzali w biegu” – nakreśla swoją rolę Marta. „Ale było sympatycznie. To nie jest tak, że jedziemy, mamy poważne miny i trup sieje się gęsto, gdy tylko ktoś wbiega na trasę. (śmiech) To jest bardzo fajny i dobrze spędzony czas”.

„Już podczas pierwszego naszego wspólnego Wings for Life World Run, kiedy jechaliśmy przy Darku z Sebastianem Białobrzeskim, zaczęliśmy się z nim komunikować, ujawniając mu także swoje zainteresowania sportowe” – mówi Marek pytany o to, czy podczas 4,5 godziny na trasie da się zaprzyjaźnić z zawodnikiem, którym się opiekuje. „Wymienialiśmy uwagi na temat ultra dystansów. W swoim komentarzu po biegu bardzo ładnie opisał relacje, które powstały pomiędzy kolarzami, a nim”.

„Kasia jest bardzo sympatyczną osobą i skromną” – opisuje biegaczkę Marta. „Dziewczyny, które jechały ze mną pierwszy raz śmiały się, że tylko jadą i się wzruszają. Miały nadzieję, że tego nie będzie widać w telewizji, ale zdarzyło się, że uroniły łzę. To są fajne momenty, kiedy człowiek dowiaduje się, że osoba z którą jedzie jest pierwsza globalnie, albo jak starsze panie kibicują, czy w ogóle jak widzi zaangażowany doping. To zdecydowanie nie jest ciągła powaga i brak zadowolenia z tego co się robi. Ale trzeba być skupionym obserwując cały czas to, co dzieje się poza biegiem i osoby wchodzące na trasę żeby zrobić zdjęcie, czy próbujące przybijać piątki”.

Rowerzyści wspierają uczestnika torując mu drogę i chroniąc przed nieprzewidzianymi sytuacjami. Pomagają też w budowaniu jego sławy, ponieważ to dzięki nim i nadajnikom pozycji, które wiozą, ludzie na całym świecie widzą, na którym miejscu globalnego rankingu znajduje się dany lider. Za to: „Nie możemy niczego podawać – ani wody, ani niczego do jedzenia. No i nie możemy wjeżdżać nikomu pod nogi (śmiech)” – mówi Marta. „Bieg jest indywidualny. Takie są jego założenia od początku, więc nie powinniśmy tego robić. Ale siłą rzeczy, kiedy w związku z wynikami Polaków na świecie emocje są ogromne, ja najchętniej co 10 metrów opowiadałbym Darkowi w jakiej jest sytuacji i dopingował go. Mówię za siebie, ale sądzę, że moje koleżanki i koledzy czują to samo. Nasza pomoc w poprzednich latach polegała również na tym, że gdy zawodnik nie znał trasy, informowaliśmy go, za jaki odcinek będzie miał podbieg, czy kiedy będzie mógł odpocząć, bo pojawi się osłona od wiatru – las, bądź ekran akustyczny. Taka pomoc rzeczywiście mogła się pojawić i wynika ona tylko i wyłącznie z olbrzymiej chęci wsparcia takiego zawodnika” – dodaje Marek.

Żeby jechać przy czołówce zawodników, nie wystarczy być szybkim rowerzystą. Nie liczy się tylko sprawność fizyczna. „To nie jest rekrutacja. To nie jest tak, że kto się zgłosi, ten jedzie” – mówi szef zespołu towarzyszącego liderującemu mężczyźnie. „To są triathloniści, ludzie uprawiający sport od kilku do kilkunastu godzin w tygodniu. Wśród nas są ironmani, a nawet wielokrotny uczestnik najtrudniejszego triathlonu ekstremalnego organizowanego w Polsce – tatrzańskiej Hardej Suki. To ludzie, którzy za challenge uznają dopiero jednodniowe przejazdy rowerowe po 200-300 kilometrów. Rano są w Warszawie, a wieczorem na Helu. Do tego są to ludzie mający bardzo pozytywne spojrzenie na świat, dla których takie wydarzenie, jak przebiegnięcie 60-70 km jest czymś, co im w duszy gra. Jednocześnie rozumieją, że dla tych, co przebiegli 5 km, to mógł być najdłuższy bieg w ich życiu. Właśnie z takich ludzi składa się nasza grupa. Dzięki temu rozumiemy w czym ci wszyscy uczestnicy biorą udział i to też nas napędza”.

W takim razie, czy jest coś, co tych twardych ludzi może wzruszyć – o czym wspomniała Marta? „Prywatnie od ośmiu lat wspieram fundację, która opiekuje się dziećmi z rodzin patologicznych. Hasło: organizujemy imprezę na rzecz ludzi ze złamanym kręgosłupem – to jest coś absolutnie fenomenalnego. Ten wzruszający moment jest tym, kiedy dowiadujesz się, że miejsca na bieg w Poznaniu zniknęły, a przed chwilą otworzono zapisy. Dla mnie wzruszające jest również słuchanie koleżanek i kolegów, którzy jadą na końcu. Ja wspieram tylko jednego sportowca. Natomiast to, co dzieje się za nami to jest absolutny fenomen. Dopiero tam dzieją się historie” – opowiada Marek. „Zdecydowanie najciekawszym momentem mojej historii jest 2019 rok, kiedy jadący tuż za Tomkiem Osmulskim, Witold Misztela na wózku mógł wygrać całe zawody. Tym bardziej, że to był zwykły wózek inwalidzki, a nie wózek do uprawiania sportu kwalifikowanego. Gdyby nie podjazd, na który trafił w tamtym momencie, wygrałby. I to byłoby fantastyczne!” – wspomina.

Marek powiedział także coś, co doskonale definiuje całą społeczność uczestników Światowego Biegu, których wpisowe w 100% trafia na badania nad leczeniem urazów rdzenia kręgowego: „Dopóki będzie Wings for Life World Run i będzie taka możliwość, to chcę w tym uczestniczyć. Zawsze w terminie biegu będę do dyspozycji, bo jego idea i atmosfera bardzo mi się podobają. Fajnie jest pilotować kogoś, kto jest jednym z najlepszych na świecie, a tak naprawdę biegnie dla innych”.

Aby zobaczyć tę zawartość, musisz zaktualizować ustawienia ciasteczek.

W 10. edycji Wings for Life World Run rowerzyści po raz pierwszy używali rowerów wyposażonych w Bosch eBike Systems - złożonych z elektrycznego napędu, wyświetlacza w komplecie z jednostką sterującą oraz akumulatora. W najnowszej generacji rozwiązań Bosch eBike Systems wszystkie podzespoły są ze sobą w pełni skomunikowane. Aplikacja eBike Flow stanowi punkt centralny. Za jej pośrednictwem użytkownik cały czas otrzymuje nowe funkcje dla swojego eBike'a. Aktualizacje oprogramowania składników można przesyłać za pośrednictwem interfejsu Bluetooth. Doskonałe jakościowo techniczne elementy roweru elektrycznego, wsparte funkcjami cyfrowymi, zapewniają całkowicie nowe doznania towarzyszące użytkowaniu roweru. Pozwalają na większą elastyczność i indywidualizację, wywołując zupełnie nowe wrażenia i szczerą radość. Za pomocą aplikacji eBike Connect i portalu online eBike Connect można planować trasy w zaciszu własnego domu, po czym cieszyć się każdą chwilą wyjątkowej wycieczki rowerowej.

Materiał w ramach płatnej współpracy z Bosh