Darek Nożyński: najważniejsze jest to, żeby cały czas być lepszą wersją siebie

W Wings for Life World Run wygrywał już dwukrotnie – w 2018 w Poznaniu, a rok później w Sunrise na Florydzie. Gdzie Darek Nożyński pojedzie w tym roku? Ogłosi to niebawem, ale gdy dowiedzą się o tym potencjalni rywale, będą musieli przygotować się na ostrą walkę.

Jakie masz plany biegowe na ten rok?

Głównym startem na wiosnę będzie dla mnie Wings for Life World Run. Ostatnio kontaktował się ze mną organizator z pytaniem, czy już podjąłem decyzję na temat lokalizacji, gdzie biegnę. Dlatego, wspólnie z żoną, zaczynamy się nad tym zastanawiać. Po drodze czeka mnie jeszcze start treningowy w półmaratonie, albo maratonie. Sprawy się pokomplikowały ze względu na zmiany w organizacji Orlen Warsaw Marathon, ale biorę pod uwagę inne biegi – Łódź, albo Gdańsk.

No właśnie! Ty przecież prawie w ogóle nie wyjeżdżałeś z Warszawy, starałeś się startować lokalnie. A teraz, na wiosnę jesteś do tego zmuszony.

Na razie mam na koncie jeden maraton zaliczony poza Warszawą – Koral Maraton, który ukończyłem we wrześniu. No i wygląda na to, że w tym roku czeka mnie drugi na wyjeździe.

A jakie opcje wyjazdu bierzesz pod uwagę, jeśli chodzi o Wings for Life World Run? Jako zwycięzca z USA, możesz wybrać dowolną z lokalizacji z Samochodem Pościgowym na świecie.

Żadnej nie odrzucam. Więcej będę wiedział po weekendzie, bo musimy się zastanowić. Nie wykluczam żadnej – Poznania też nie i nawet trochę się ku niemu skłaniam.

Czy to dlatego, że nie lubisz biegać z dala od domu, czy też kładziesz na szale warunki, w jakich się startuje w wybranych lokalizacjach i kalkulujesz związane z tym szanse na ponowne zwycięstwo?

Zwycięstwo jest moim celem. Ale nie dobieram pod to lokalizacji. Niezależnie od tego, gdzie wystartuję, będę walczył o pierwsze miejsce. To nieco bardziej skomplikowane - wiąże się z wzięciem urlopu, a do tego jest to okres szkolny. Lokalizację wybierzemy prawdopodobnie na podstawie ilości czasu, jaki uda nam się wygospodarować na wyjazd.

Jakie jest twoje najlepsze wspomnienie z Wings for Life World Run?

Całe to wydarzenie wywołuje dobre wspomnienia i ciężko wybrać to jedno. Na pewno po raz pierwszy spotkałem się z nieco innym podejściem do rywalizacji, kiedy startowałem w Stanach. Ludzie cieszyli się tam chwilą i chyba nie brali wszystkiego na serio. W Poznaniu, w czołówce czuło się tę rywalizację. Za to w ubiegłym roku od początku biegłem sam i całe to wydarzenie kojarzy mi się z luźną atmosferą i radosnym podejściem do biegania. No i cała wyprawa do USA bardzo miło mi się kojarzy.

A czy przez to, że ta atmosfera była luźniejsza i nikt poza kierowcą Samochodu Pościgowego nie chciał się z tobą ścigać, to zwycięstwo było w jakiś sposób gorsze od tego w Poznaniu?

Nie jestem aż takim wytrawnym „wygrywaczem biegów”, żeby nie cieszyć się ze zwycięstwa. (śmiech) Ja na przykład nie wygrałem jeszcze żadnego maratonu. W ogóle mam bardzo mało zwycięstw na koncie. Tym bardziej one cieszą. Natomiast kontekst jest inny. Radość ze zwycięstwa jest, ale nie była ona podszyta tym, że kogoś pokonałem w bezpośredniej rywalizacji.

Czy w dalszym ciągu czerpiesz motywację do biegania głównie z podkręcania swoich wyników i śrubowania własnych możliwości?

Oczywiście wszystko jest podporządkowane temu, żeby biegać coraz lepiej, szybciej i efektywniej podchodzić do treningu. Najlepsze jest jednak to, że nadal można znaleźć rezerwy w różnych obszarach – czy to treningowych, czy około treningowych. Ciągle widzę też rzeczy, których dawniej w ogóle nie brałem pod uwagę, jak zagadnienia dietetyczne, gdzie jeszcze ciągle można coś zoptymalizować. Być może kiedyś te rezerwy się wyczerpią, ale w tej chwili mam duży nadmiar pomysłów na to, jak jeszcze mógłbym ulepszyć moje przygotowania do biegów. Pojawiła się też wiedza z innego obszaru. Trenuję swoich zawodników i na podstawie ich przygotowań wyciągam wnioski, które przekładają się na mój trening. Im więcej wiedzy zdobywam, tym większe widzę rezerwy w tym, co jeszcze mógłbym robić. Gdybym niektóre z tych rzeczy wiedział kilka lat temu, pewnie bym je pozmieniał. Ale tak jest ze wszystkim.

I z tym wiąże się kolejne pytanie. Trenujesz innych i jak się okazuje sam też możesz czerpać z doświadczeń swoich zawodników. Co radzisz takim osobom, które chciałyby dobrze przygotować się do Wings for Life World Run?

Nie mam aż tak zaprawionych w bojach zawodników, którzy pretendowaliby do ścigania się o zwycięstwo w Wings for Life World Run. Moi podopieczni głównie skupiają się na treningu maratońskim. Stawiam na umiarkowany i długotrwały rozwój. Z tymi, którzy mają już na koncie kilka maratonów pracujemy z innym podejściem, skupiając się na mocnych i słabych stronach. Najważniejsze jest, żeby nie poświęcać za dużo, aby osiągać swoje cele. W sporcie amatorskim chodzi o to, żeby czerpać z niego radość i zachować motywację do treningu. Chcesz wygrać? Zaplanuj sobie tego „Wingsa” za dwa, trzy lata. Po drodze wykonaj pracę, którą trzeba wykonać i stopniowo dojdź do wyniku. Tak stawiaj sobie cele, żeby nie ulec jakiejś frustracji. Jeśli ktoś nigdy nie biegał, a za cel postawi sobie wygraną w Wings for Life World Run za rok, to jest duża szansa, że troszkę się zniechęci, bo może tego celu od razu nie osiągnąć. Zdarzają się zawodnicy, którzy uznają, że skoro ktoś biega na jakimś poziomie, to może ich wytrenować do biegania na takim samym poziomie. Otóż to nie jest takie proste. Często zapomina się choćby o stażu biegowym – od kiedy się trenuje, ile czasu poświęca się na treningi, jak wygląda droga dochodzenia do wyniku. To się często pomija, a tak naprawdę jest to kluczowe. Amatorzy często chcą mieć wszystko szybko. Ja na szczęście nie mam pod opieką aż tak „gorących głów”. Wiem jednak, że często tak wyglądają oczekiwania zawodników wobec trenera.

A co z tymi, którzy chcą przedreptać te 30 minut zanim ruszy Samochód Pościgowy?

Tacy biegacze mają najlepiej. Na to stać każdego i można w całości skupić się na zabawie i czerpaniu radości z atmosfery jaka panuje podczas całego wydarzenia. Nie ma przy tym żadnego stresu ani walki o wynik. Wystarczy sama chęć, nie potrzebne są żadne ciężkie treningi. Nie zachęcam oczywiście do tego, żeby nie wykonywać żadnego przygotowania przed startem – wprost przeciwnie. Warto się trochę poruszać, żeby dłużej cieszyć się biegiem na trasie. Oczywiście za rok warto ponownie wystartować i zmierzyć się ze swoim wynikiem. Nic tak nie motywuje jak świadomość tego, że stajemy się coraz lepsi. Zacznijmy od ruszania się. Na początku nie trzeba wielkiej wydolności i nie wiadomo jakich treningów. Najważniejsze to zacząć, a potem spróbować się, żeby mieć punkt odniesienia w stosunku do którego można się będzie poprawiać. Najważniejsze jest to, żeby cały czas być lepszą wersją siebie – nie patrzeć na wyniki innych, tylko poprawiać swoje osiągnięcia. Tym należy się motywować, a nie patrzeć na boki. To jest najlepsza recepta dla tych, którzy chcieliby zacząć tą przygodę, jaką jest bieganie.