Psychologia ucieczki przed „metą”
Porozmawialiśmy z Magdaleną Kaczmarek – psychologiem sportu, współautorką książki „Trening mentalny – psychologia sportu w praktyce”, byłą reprezentantką Polski w wioślarstwie, olimpijką, ale też mistrzynią Polski w triathlonie z 2015 roku i odnoszącą sukcesy ultramaratonką. W dodatku mieszkanką Poznania, który od 2014 roku, w maju staje się polską stolicą Światowego Biegu. To właśnie wtedy ulicami miasta, a potem przez sąsiednie miejscowości przebiega radosny tłum ludzi uciekających przed realnym Samochodem Pościgowym. Nie biegną do mety, ale stawiają sobie za cel pokonanie jak największego dystansu nim dogoni ich auto wyposażone w aparaturę pomiarową. 100% opłat i datków trafia na badania nad leczeniem urazów rdzenia kręgowego. Zapytaliśmy ją, co tak naprawdę zmienia ta nietypowa formuła w głowie sportowca amatora? Jak wpływa na jego motywacje i emocje towarzyszące mu przed, w trakcie i po biegu?
Więcej?
Czy uciekanie przed metą może wyzwalać jakiekolwiek pozytywne emocje?
Każdy bieg wyzwala mnóstwo emocji. Z moich rozmów z osobami, które brały udział w Wings for Life World Run, wynika, że uciekanie przed metą wywołuje przede wszystkim wiele ekscytacji. Innym pozytywnym aspektem jest to, że w Samochodzie Pościgowym zazwyczaj siedzi jakaś osoba, która jest zawodnikom znana. Słyszą też kibicowanie na trasie. No i pojawia się adrenalina.
Czy chodzi więc o to, że ta meta jest oswojona, bo siedzi w niej fajny człowiek, którego znamy i lubimy - na przykład Adam Małysz? Patrząc z boku można pomyśleć, że to trochę jak zabawa w berka, w której z góry jesteśmy skazani na porażkę - na to, że zostaniemy złapani. Dlaczego w ogóle mielibyśmy się w to bawić?
Patrzę na to inaczej. Zwłaszcza przyczepiłabym się do słowa „porażka”. Częściej posługuję się określeniem „niepożądany wynik”. Jeżeli nie uda się osiągnąć zakładanego rezultatu, to taki wynik należy traktować jako informację zwrotną. Jeśli on nie jest na miarę naszych oczekiwań, to albo biegło się za wolno, albo źle się odżywiało, albo wydarzyło się coś innego, co miało na to wpływ i co należy zmienić w przyszłości. Z kolei tutaj, każdy osiąga cel na miarę własnych możliwości. Meta dopada go dokładnie wtedy, kiedy osiąga maksymalny dystans, jaki był w stanie pokonać tego dnia. W biegach z określonym dystansem, zdarza się, że zawodnik boi się, że nie będzie w stanie go przebiec. Tutaj ta obawa nie ma podstaw. Stając na starcie i nawet robiąc kilka kroków, bieg jednak się kończy. Zawsze jakiś dystans jest pokonany i bieg zostaje domknięty. I to jest fajne. Ta meta cię wesprze i dogoni tak, czy tak. To jest bardzo na plus.
Wielu biegaczy skrupulatnie oblicza, w jakim tempie należy biec, żeby osiągnąć założoną odległość, ale na pewno jest też część takich, którzy podchodzą do startu bez kalkulacji. W zależności od tych oczekiwań, reakcje na spotkanie z metą mogą być różne. Dla kogoś może stanowić ono ulgę. Przecież męczył się bardzo długo na trasie, a Samochód Pościgowy nareszcie jest i jest też powód, żeby stanąć, odpocząć i zostać zawiezionym autobusem na start. Wydaje mi się również, że kiedy dogania ich meta, ludzie często uruchamiają u siebie dodatkowe rezerwy, o których nie wiedzą. Prędkość się zwiększa i odczuwanie pozytywnych emocji również.
Praktyka pokazuje, że w Wings for Life World Run ludzie częściej osiągają lepszy rezultat niż zakładali, więc coś w tym jest. W jaki sposób uciekanie przed metą wpływa na motywację, żeby ten wysiłek był maksymalny?
Ludzie mają w głowach ograniczenia i powtarzają sobie, że nie są w stanie przebiec maratonu, czy półmaratonu, poniżej jakiegoś tempa, gdy bardzo skupiają się na swoich osiągach. Tutaj dystans do pokonania jest niesztampowy. Do końca nie wiadomo, kiedy będzie meta. I nagle może się okazać, że ludzie są w stanie utrzymać prędkość na dłuższym dystansie i pobijają jakiś swój rekord. Nie skupiają się na tym, że trudno jest biec szybko przez długi czas. Motywacja w biegu masowym może być bardzo różna, ale zawsze odpowiada na jakieś potrzeby jego uczestników. Ktoś może chcieć pobić swój rekord. Ktoś inny ściga się ze swoim kolegą, czy rywalem sportowym. Jeszcze inna osoba może chcieć się dobrze bawić. No i zawsze znajdzie się garstka osób, które chcą wygrać. Dużą motywacją dla niektórych może być też świadomość bycia częścią grupy, która bardzo pomaga wytrwać dłużej i więcej. Gdy meta dopada zawodników, bieg kumuluje w jednym miejscu ludzi o podobnych możliwościach fizycznych, a Samochód Pościgowy jak fala zatrzymuje kolejne grupy. Świadomość, że biegniesz z kimś i że walczycie razem, to też jest coś, co bardzo fajnie wpływa na motywację ludzi.
A gdybyś miała się odnieść do samego Samochodu Pościgowego. Czy uciekanie przed nim może mieć takie pierwotne podłoże, jak ucieczka przed dziką zwierzyną?
Na pewno pojawiają się takie emocje - uciekam, ponieważ nie chcę, żeby mnie to dopadło. Motywacje traktujemy jako napęd. Dlatego bardzo ciekawią mnie strategie radzenia sobie ze zmęczeniem i przełamywania się w sytuacjach kryzysowych podczas tego biegu. Bardzo często okazuje się, że gdy Samochód Pościgowy jest blisko i zawodnicy przypominają sobie, że on ich goni, to jeszcze są w stanie uruchomić dodatkowe rezerwy, które zawsze są w organizmie, a które uruchamiamy raczej w skrajnych sytuacjach. Badania na kolarzach, którzy mieli test „do odmowy”, podczas którego jechali coraz mocniej aż do momentu, kiedy mówili, że już nie mogą, pokazywały, że wszyscy tak naprawdę jeszcze mieli rezerwy – zapas glikogenu, czy nie wykorzystywali wszystkich włókien mięśniowych. Te rezerwy mogą być uruchomione w sytuacji zagrożenia życia, albo gdy zawodnikowi zależy, żeby dobiec jeszcze dalej i zrealizować jakiś cel. Mobilna meta to uruchamia. Pojawia się szansa, żeby wyrwać jeszcze kilka kroków i przebiec jeszcze kilka metrów. Ale oczywiście może się zdarzyć, że kiedy goni nas meta, dochodzi do utraty motywacji. Dzieje się tak na przykład wtedy, kiedy zawodnik założył sobie jakiś wyższy cel, a już widzi, że meta go dopada i nie uda mu się go zrealizować. W obliczu tego celu, który nie jest możliwy do zdobycia, może on przedwcześnie zrezygnować z walki i poddać się pod koniec.
Czy uciekanie przed Samochodem Pościgowym może wydobyć z nas więcej pozytywnych rzeczy, niż dążenie do nieruchomego celu, jakim jest zwykła meta? Czy można to porównywać?
To zależy właśnie od motywacji różnych zawodników. Ale wydaje mi się, że może korzystnie wpływać na prędkość, z jaką zawodnik decyduje się biec, bo każde zatrzymanie, czy zwolnienie, skraca potencjalny dystans, jaki można pokonać. Chcąc dobiec jak najdalej, trzeba przede wszystkim dobrze oszacować swoje możliwości, rozłożyć siły i trzymać się założeń wytrwale, na ile to jest możliwe. I do tego mobilizuje ruchoma meta.
A kiedy kończymy bieg i okazuje się, że udało nam się utrzymać tempo, że przebiegliśmy więcej niż założyliśmy, to w jaki sposób to wpływa na nasze podejście do sportu?
Sport w ogóle ma wpływ na dobre samopoczucie. A wyścig, w którym okazuje się, że możemy więcej niż nam się wydawało, na pewno będzie miał korzystny wpływ na kolejne biegi, decyzje podejmowane w ich trakcie i założenia. Myślę, że ten bieg może wielu zaskakiwać. Formuła Wings for Life World Run jest wyjątkowa. Jedynym innym odstępstwem od reguły biegnięcia do konkretnej mety, na konkretnym dystansie, jakie znam, może być na przykład bieg 24-godzinny, czy sześciogodzinny, gdzie od nas zależy na przykład ile kółek będziemy chcieli zrobić w trakcie.
Jakie zatem emocje będzie czuł zawodnik na poszczególnych etapach – zapisując się, przygotowując, biorąc udział i po biegu? I jaki wpływ na to może mieć aspekt charytatywny?
Charytatywny cel biegu może mieć duże znaczenie i być dla wielu olbrzymią motywacją. Są ludzie, którzy biorą udział tylko w takich imprezach, które niosą jakieś przesłanie i są organizowane dla kogoś, więc już na etapie zapisywania się można czuć dodatkową motywację. Ja sama miałam tak, że zapisałam się na Wings for Life World Run i ostatecznie nie wystartowałam, ale nie miałam żadnego poczucia straty. Cieszyłam się, że wnosząc opłatę wpisową, dokładam się do celu Światowego Biegu. To dużo, bo dotyka aspektu potrzeby dawania i dzielenia się. Myślę też, że na wszystkich tych etapach, być może nie każdemu, ale na pewno wielu osobom, przychodzi refleksja na temat zdrowia – żeby je doceniać i cieszyć się z tego, co się ma. Może też pojawić się wzruszenie, z tego powodu, że jesteśmy częścią dużego wydarzenia, które przyczynia się do wielkiej rzeczy. Można czuć dumę, ale równocześnie smutek myśląc o osobach, które nie mogą biec, a chciałyby. Można też poczuć radość i wdzięczność – mocne, dobre i poruszające emocje. A dzięki temu, po starcie możemy czuć większe zadowolenie i nawet jeśli wynik nie jest do końca korzystny, to łatwiej go przełknąć, kiedy wiemy, że ten bieg miał charytatywny charakter i biorąc w nim udział pomogliśmy. Rozmawiałam z Agnieszką Janasiak (dop. triumfatorką z Poznania z 2016 roku). Wspomniała, że przyszedł taki moment, kiedy poczuła, że chce coś zrobić dla kogoś. A to, co potrafi robić dobrze to bieganie. To był dla niej start z serca. Nie patrzyła na nagrodę, biegła z motywacją by wygrać. Wielokrotnie wspominała atmosferę, kibiców i cały splendor, który dodawał sił i o tym, że uczestnicy wspierali się nawzajem. Potwierdziła, że moment doganiania mety, to sytuacja kiedy nawet kiedy sił brak, jednak się biegnie.
Czy twoim zdaniem, na te wszystkie rzeczy, o których rozmawialiśmy, może mieć wpływ lokalizacja? Bo można wystartować w biegu flagowym (np. w Poznaniu), można pobiec z Aplikacją tam gdzie organizowany jest taki bieg, albo indywidualnie na własnej trasie.
Według mnie to świetnie, że bieg ma w sobie tyle elastyczności. Nie każdy lubi biec w tłumie. Z drugiej strony nie każdy potrafi się mocno zmobilizować biegnąc w pojedynkę. Myślę też, że dla tych najlepszych, bardzo duże znaczenie ma możliwość wybrania lokalizacji w nagrodę za zwycięstwo. A dla mnie, jako dla kibica w Poznaniu, niezwykle poruszające jest to, że w jednym czasie, w tak wielu krajach, rusza bieg z tak dobrą intencją, z jednakowymi zasadami i że jest jeden cel. To niesamowite, że ktoś wpadł na taki pomysł! U nas to jest dzień, w Australii to jest noc. Zawsze, kiedy to się dzieje, mocno wszystkim kibicuję. A dla uczestników największe jest znaczenie praktyczne tych rozwiązań. Każdy może wziąć udział dokładnie tak, jak lubi, w swoim stylu.
A czy ten, kto startuje indywidualnie z Aplikacją będzie miał inne wrażenia, niż ta osoba, która startuje w Biegu Flagowym, czy w jednym z biegów grupowych?
Nie będzie tak wielu kibiców, czy mediów. Być może hałas też będzie mniejszy. Ale wyobrażam sobie, że jeżeli ktoś decyduje się na indywidualny Bieg z Aplikacją, to dlatego, że tak woli. Dzięki temu jest też mniejszy stres i mniejsze spięcie. Niektórych drażni to, że muszą biec w tłumie – potykając się o czyjeś nogi, czy musząc co chwilę wyprzedzać. Więc jeśli ktoś startuje z Aplikacją w pojedynkę, to robi to na podstawie własnej decyzji, bo mu tak lepiej, czy przypuszcza, że zrobi lepszy wynik. Osoba biegnąca w tłumie to taka, która chce też skorzystać z siły grupy i jeszcze bardziej być częścią tego wydarzenia - bardziej je czuć. To po prostu daje więcej bodźców, a zawodnicy zgodnie z temperamentem mogą wybrać taką, lub inną opcję.
Na szczęście w Aplikacji są komunikaty audio, które pomagają poczuć jedność z biegaczami na całym świecie, no i jeśli nie ma biegu grupowego w okolicy, można zorganizować własne wydarzenie i zaprosić na nie innych biegaczy. A czy taki bieg rozwija człowieka emocjonalnie, albo pod kątem siły mentalnej? Czy możemy dzięki niemu zyskać, stać się lepszymi wersjami siebie?
Pracuję jako psycholog sportu i uwielbiam sport. Uważam, że sport jest ogromną wartością. Czy to uprawiany w formie wyczynowej, czy rekreacyjnej, zawsze bardzo dużo nam daje. Myślę, że każda rywalizacja, a nawet trening, jaki robimy na co dzień, rozwijają nas – choćby pod kątem tego, że coraz lepiej poznajemy siebie i swoje ciało. Sport uczy, żeby słuchać ciała. Nie da się robić postępów nie wczuwając się w nie i w jego potrzeby. Mentalnie, sport i wyścig jest dla mnie metaforą życia, w którym trafiamy na różne momenty – czasami jest gorzej lub lepiej, raz może być z górki, a innym razem mamy kryzys. Tak samo jest w sporcie. I to daje nam okazję, żeby obserwować siebie w tych sytuacjach. Jak ja z tym walczę? Co takiego robię, kiedy przychodzi duże zmęczenie? Czy ja sobie w głowie kibicuję? A może się krytykuję? Czy wspiera mnie to, że dzielę dystans na etapy? Czy wspiera mnie to, że ktoś biegnie obok mnie, czy też nie mam na to ochoty i wolę samotnie pokonywać trudności? A może wspiera mnie myślenie o tym, że biegnę dla kogoś – w szczytnym celu? W trakcie wyścigu dzieje się mnóstwo rzeczy, które dają nam wgląd w siebie. Sport, który zawsze wzbudza emocje, daje nam pobyć z tymi naszymi sam na sam. Jest też okazją, żeby się hartować w swojej odporności psychicznej, móc testować i sprawdzać, jak ja sobie radzę ze stresem. To pomaga budować odporność na stres, którą można wykorzystać ją później, na przykład podczas wystąpień publicznych. Uczy też radzenia sobie z błędami i gorszymi wynikami, które zawsze mogą się pojawić. Bywa też, że ktoś, kto w życiu jest perfekcjonistą i ma wygórowane cele, albo jest bardzo ambitny. Wtedy sport bardzo szybko da mu informację, czy te cele aby nie są za wysokie, jeśli prawie za każdym razem coś go zaskakuje. Sport daje mnóstwo rzeczy i warto się w niego angażować.